wtorek, 27 grudnia 2016

001 i 01B


Wydaje się, że odkąd technologia GPS weszła do powszechnego użytku, zabłądzenie jest sprawą trudną i w zasadzie, pomijając awarię sprzętu, brak zapasu baterii itp., żeby się zgubić trzeba naprawdę chcieć.
Do Puszczy Białowieskiej jechałem pierwszy raz z poczuciem niepewności. Uzbrojony oczywiście w GPS, a nawet mapę (polecam każdemu mieć jednak przy sobie ten relikt nawigacyjny) lekko obawiałem się tego lasu, który być może w Polskiej części nie jest największym powierzchniowo kompleksem leśnym, to jednak na całej powierzchni ciągnie się niemal nieprzerwanie, a w lesie dość trudno o dobre punkty nawigacyjne - drzewa są podobne do siebie, a las na turystycznej mapie wygląda z grubsza tak samo na całej swojej powierzchni.
Drogi oddziałowe nie zawsze pomagają, bo żeby dotrzeć do najbliższej trzeba mniej więcej wiedzieć, w którym punkcie oddziału się aktualnie przebywa. W Puszczy Białowieskiej w granicach Białowieskiego Parku Narodowego, niektóre oddziałówki istnieją już tylko na mapie. Nawet jeżeli kiedykolwiek istniały, nie są do odnalezienia.
Moim zadaniem było zinwentaryzowanie fauny płazów Białowieskiego Parku Narodowego. Na tyle na ile było to możliwe potencjalne zbiorniki rozrodcze tych zwierząt wytypowałem na podstawie map satelitarnych, a współrzędne tychże wprowadziłem do GPS numerując odpowiednio. Poza faktem zniknięcia jakiegoś zbiornika lub złej interpretacji, niewiele mogło się stać. Trzeba było przejść odpowiednią trasę notując cechy zbiorników i jakie gatunki płazów w nich występują. Szedłem od punktu dość charakterystycznego - Kosego Mostu, w górę rzeki Narewki (jest to jeden z nielicznych terenów otwartych w BPN, gdzie znalezienie potencjalnych zbiorników na mapach było raczej łatwe) robiąc co do mnie należało.
Doszedłem do ujścia Łutowni. W linii prostej od punktu, który oznaczyłem na GPS jako 001 (pierwszy kontrolowany zbiornik, tuż przy kosym moście, ok 1km od zaparkowanego samochodu) miałem już 8km. Osiem kilometrów może się wydawać odległością niewielką, ale w lesie bywa różnie. Trochę czasu trzeba było poświęcić na wykrycie możliwie jak największej liczby gatunków w zbiornikach i oczywiście wszystko skrupulatnie zanotować. Do tego po zmierzchu nie wolno przebywać w Parku, a dzień na początku maja nie jest jeszcze najdłuższy.
Małą dygresją niech będzie poszukiwanie znanego z mapy, a nieistniejącego zbiornika nad rzeczką Hwoźną. Zdanie było proste - dojść z samochodu zaparkowanego na leśnej drodze do punktu oddalonego 700 - 800 m od tej drogi. Przeprawa po zwalonych pniach (i dobrze że były, bo tworzyły niemal nieprzerwane drogi-mosty nad bagnem) zajęła ponad 40 min.
Zdecydowałem wracać w linii prostej zamiast znanej drogi wzdłuż doliny Narewki, która mimo, że pewna, zniechęcała nie tyle stojącą w wielu miejscach wodą ale głównie kępami turzyc, po których chodzenie jest powolne i łatwo może kończyć się skręceniem kostki. No i szedłem. Gdy dotarłem do torów dawnej leśnej kolejki pomyślałem, że jestem już w domu (tory przebiegały też przez polanę na której zaparkowałem). Szedłem tymi torami. Zaczynało wychodzić zmęczenie. Po przejściu sporego odcinka dotarłem do zwrotnicy, tory rozwidlały się, a GPS pokazywał jeszcze jakieś 3km do celu. Nie daleko. Wszystko się zgadzało. W końcu droga powoli zaczęła z utwardzonej kamieniem przechodzić w leśną gruntową drogę. W miejscu, gdzie zmienił się charakter drogi było małe skrzyżowanie tuż obok nasadzeń ogrodzonych solidnymi żerdziami. Takie samo widziałem rano jadąc na parking samochodem. Pomyślałem, że pewnie ze względu na żubry to tutaj reguła takie ogrodzenia. I poszedłem dalej. W końcu droga zniknęła, a w lesie dało się słyszeć dudnienie muzyki. Nie pasowało mi to do niczego. Miejsce gdzie zostawiłem samochód było od najbliższej zabudowy o ponad 3km i to za gęstym lasem. Las zgęstniał na chwilę i skończył się. Widząc polanę byłem pewien, że to ta gdzie zostawiłem samochód, choć przecież ten powinien się znajdować ok. km dalej. Gdy dotarłem do skraju polany miałem poważny problem. GPS wskazywał do celu jakieś 700m ale już nie przede mną, a 700m w prawo (na wschód). Nie tak było też to, że polana była tak na oko z 1000 razy większa niż ta gdzie zostawiłem samochód. W zasadzie las się skończył. Wielki las, w którego środku zacząłem trasę zniknął. Nie pamiętam już dokładanie jak, ale jakoś do mnie dotarło, że punkt do którego cierpliwie dążyłem to nie 001 tylko zapisany dzień wcześniej 01B (położony wprawdzie ok. 1km od 001, ale idąc do niego nieco od drugiej strony zrobiło się tych kilometrów więcej). Wprowadzony jako zbiornik do skontrolowania. Położony na północ od miejsca startu. Z 700m szybko zrobiło się 2600 marszu w niemal przeciwnym kierunku. Zapadł zmrok. Z tego ostatniego odcinka trasy pamiętam tylko ciemny świerkowy, a może sosnowy młodnik. Kilka jeleni przechodzących przez drogę i jasny księżyc. Idąc ślepo na punkt 001 trafiłem chyba przypadkiem na leśną drogę prowadzącą do polany z samochodem. Chyba dopiero na drugi dzień udało mi się poskładać wszystko w całość i zorientować się, że nasadzenia z żerdziami to dokładnie te obok, których przejeżdżałem i gdzie skręcając w prawo dość szybko dotarłbym do samochodu, a zwrotnica wąskotorówki była w moim marszu na azymut punktem najbliższym samochodowi (jakieś 10-15 minut marszu). Nie wiem dlaczego, ale podczas marszu ani raz nie zajrzałem w mapę.

Dla tych co znają teren trasa w skrócie wyglądała tak:
Start: Parking koło Kosego Mostu -> Kosy Most->lewy brzeg Narewki do ujścia Łutowni->na skos lasem do wąskotorowej linii S-N->prosto, prosto, prosto->polana pod Gruszkami->parking koło Kosego Mostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz